tytuł

Czyli kurs na strategiczne myślenie...

wtorek, 29 października 2013

Warszawa nieznana- perła na Facebooku

20 godzin i taki sukces!
Prawie 50-cio tysięczna społeczność zgromadzona w jednym, konkretnym miejscu!
Na Facebooku...
I to mocno okrojona, specyficzna społeczność wielbicieli miasta stołecznego- nie słoików, neonów, Hanki czy ś.p Mazowieckiego, ale właśnie nieznanych miejscówek w stolicy.
https://www.facebook.com/MiejscaWWarszawie

Miejsca w Warszawie, o których nie miałeś pojęcia to kontynuacja szlagierowych już stron na FB jak Zdjęcia, których nie znałeś, sportowe sukcesy Polaków i inne- na których gromadzone są wspólnie z fanami ciekawostki w wąskiej dziedzinie.
Dobę wcześniej, bo 27 października powstał mniejszy brat profilu: Miejsca we Wrocławiu, który pomimo, że starszy zgromadził tylko 30,2k fanów. Młodszy brat z Krakowa w ciągu 15h zebrał tylko 14 fanów- gdzie logika?
Oczywiście- Wawa największa, najbardziej zaludniona etc.- i oczywiście liczy się timing i wirusowość zamieszczanych treści.
Profil od wczoraj zamieścił 10 wpisów- sporo jak na jeden dzień, mało żeby obiektywnie ocenić jakość kontentu przed kliknięciem LIKE- tzn. duży potencjał w nazwie- obietnica czegoś unikatowego.
Btw. mnie zamieszczone przez admina miejscówki niczym nie zaskoczyły.

Perła kryje się dopiero w ostatnich postach innych użytkowników.
Prócz standardowych hejtów, że zamieszczają turystyczne spoty, a liczba fanów z pewnością jest kupiona znajdziemy tam bardzo aktywną społeczność wrzucającą swoje zagadki, podpowiedzi, zdjęcia, wspomnienia, wskazówki etc.




User Generated Content proszę Państwa raz jeszcze wygrywa! Społeczność potrzebuje tylko dobrego tematu- call to action, żeby dostarczyć takiej skarbnicy wiedzy, która z pewnością zaciekawi nie tylko mieszkańców stolicy.
Swoją drogą zawsze ciekawa jestem, co się stanie, gdy prowadzącym skończą się pomysły, a jakaś genialna głowa spróbuje zmonetyzować ten wielki profil- który do końca tygodnia chwalić się będzie 6 cyfrową sumą fanów.
Czas pokaże...a teraz śledźmy przyrosty odświeżając przeglądarkę. Podczas pisania tego postu- (całe 9 minut) dołączyło aż 3 tysiące fanów! 


wtorek, 22 października 2013

Reklama natywna: czyli znajdź mnie w kontekście

W Internecie skończył się pewien model komunikacyjny, trzeba szukać nowych rozwiązań. Zasięg to już nie wszystko. Advertising blindness zmusza do poszukiwania nowych form komunikacji korzyści produktowych wśród Internautów.
Native advertising, w przeciwieństwie do reklamy display jest spójną częścią kontentu, upodobnioną do naturalnych artykułów, treści tworzonych przez redakcje serwisów. Co istotne zachowane są w tym samym tonie i stylistyce co wszystkie komunikaty kierowane do specyficznej grupy docelowej konkretnego serwisu. Tym samym mamy większą pewność, że zostanie przeczytany, przyswojony, a co najważniejsze udostępniany przy pomocy serwisów społecznościowych wśród odbiorców zainteresowanych tą tematyką.

Jest porównywalną formą ze sponsored stories i sponsored tweets znaną z serwisowych gigantów tj. Tweeter i Facebook, w dużo sprawniejszy i subtelniejszy sposób prezentowaną w formatach blogowych takich jak +natemat.pl
Z badań wynika, że 52 % częściej zwracamy uwagą na taką formę komunikacji, niż na display, częściej również dzielimy się tą informacją, która jednocześnie ma mocniejszy wpływ na decyzje zakupowe (o 62% więcej).
Tutaj skuteczność to prócz zasięgu również liczba komentarzy, share, like’s czy czasu spędzonego na artykule. +Forbes z reklamy natywnej wzmocnił sprzedaż w 2012 roku o 10%,  w 2014 planuje powiększyć ją o 25%. Polskie kampanie przeprowadzane dla marki tj.Magnat (200 tys. zasięgu), czy kampanii „Dzień z życia” (120 tys. UU) podkreślają potencjał tej formy.

Na rodzimym serwisie +Aktivist powoli przecieramy szlaki w tym temacie.
Poniżej kampania wspierająca promocję aplikacji mobilnej Walk&More.
Zintegrowane działania na blogu, w zakładce promowanych miejsc, czy akcji konkursowych wspieranych User Generated Content w spójny sposób prezentują wszystkie aspekty aplikacji.


W efekcie "podstęp marketerów" jak nazywana jest reklama natywna, powinien do złudzenia przypominać, udawać stałe treści serwisu, bez linkowania, wymieniania nazw marek etc. W praktyce niestety jest to jeszcze trudne, szczególnie pod względem stosunku klientów do takich form.
Założenie Content is King w tej dyskusji nadal nie działa, a wyniki często zależą jak w przypadku treści viralowych od przypadku, wyczucia czasu i szczęścia.

Rozpoczynając kampanię natywną z wydawcą klient otrzymuje pełne wsparcie butiku kreatywnego w postaci pomysłów, koncepcji tematycznych, a także gotowych treści do implementacji na stronie.
Reklamę natywną porównać możemy do lokowania produktu w programach telewizyjnych, które są znacznie bardziej rozpoznawalne i zapamiętywalne niż blok reklamowy między serialami- poprzez system skojarzeń ze standardowymi formami reklamy łatwiej jest uzmysłowić zjawisko implementowane również w starych mediach.

Jeżeli poszukujecie szczegółowych argumentów, żeby przekonać swoich klientów do tej wciąż "niestandardowej" formy promocji serdecznie zapraszam do rozmowy z +Brian Morrissey z +Digiday Content Studio wywiad w naTemat